"Nie zdradzam monodramu"
Władysław Pitak znany jest w koszalińskich kręgach kulturalnych
bardziej jako kierownik Domu Kultury Budowlanych, niż jako aktor,
reżyser, społecznik. Takie "ustawienie" wynika po pierwsze z wielorakości
inicjatyw, podejmowanych przez placówkę budowlanych, a po drugie, z ciągłego jeszcze niedoceniania (przynajmniej wśród masowego
widza) wartości i widowiskowości scen jednego aktora. Dzisiejszą
rozmowę z Władysławem Pitakiem postarałem się jednak przeprowadzić,
eksponując właśnie jego drugą rolę - aktora i reżysera, człowieka
sztuki.
Słyszałem, że od niedawna jest pan aktorem zawodowym, z censusem?
Dokładnie od 14 czerwca. W tym dniu zdałem w Warszawie egzamin na
aktora
estradowego. Produkowałem się przed komisją, której przewodnicyzł
Aleksander Bardini. Dyplom aktora, to pierwszy krok na drodze uzupełniania
i potwierdzania moich kwalifikacji teatralnych.
Czy będą następne kroki?
Nawet jeszcze w tym roku. Obecnie przygotowuję się do złożenia egzaminu
reżyserskiego. Wraz z Elżbieta Toczyńską-Kisielińską wyreżyserowaliśmy
w Klubie teatralnym "Fantram" przy Domu Kultury Budowlanych, spektakl
Sławomira Mrożka "Serenada". Właśnie to przedstawienie przyjedzie
obejrzeć komisja, a w przypadku powodzenia czeka mnie teoretyczny
egzamin reżyserski. Spektakl ten wykonują amatorzy. Sądzę jednak,
że będzie to dobry Mrożek.
- Czy role kierownika, menagera, a zarazem wykonawcy dają się
pogodzić?
Dotychczas, w moim przypadku, taka symbioza istnieje. Wiele w tym
nie tylko mojej
zasługi. Po prostu moje drugie, aktorskie wcielenie jest respektowane
przez władze,
którym podlegam jako kierownik Domu Kultury. Jeśli zapraszają mnie
na występy, powiedzmy do Krakowa, to moi chlebodawcy nie mają nic przeciwko
temu,
przeciwnie, pomagają i ułatwiają mi ten wyjazd. I właśnie im mam
to do
zawdzięczenia, że dotychczas godzę ze sobą różnorakie obowiązki.
Wspomniał pan o Krakowie. Gościł pan podobno w krakowskiej
"Piwnicy
pod Baranami"?
Owszem. Zaproszono mnie tam z moim monodramem "Kariera". To specyficzna
scena. Jak dla wielu innych, również dla mnie występ tam był swoistym
aktem nobilitacji. Świadczy to również o tym, że zainteresowanie
monodramem jest u nas spore, że jest to sztuka potrzebna. Jestem
wdzięczny Koszalińskiej Agencji Imprez Artystycznych, że umożliwiła
mi występ "Pod Baranami".
Jest pan związany z Agencją. Czy po zdaniu egzaminu na aktora zawodowego
taki stan będzie trwać nadal?
Mam podpisany kontrakt z Koszalińską Agencją Imprez Artystycznych
na czas nieokreślony. Podpisano go jeszcze z amatorem. Prezentowałem
swoje monodramy: "Karierę" i "Taniec kogutów", odbyłem wiele spotkań
autorskich. Dzięki tej współpracy mogłem zdać egzamin, podwyższać
swoje kwalifikacje. Myślę, że również obecnie współpraca będzie
podobnie przebiegać. Nadal chcę się zajmować sceną jednego aktora.
Nadal również będę traktował występy jako swego rodzaju hobby.
Wielu wczasowiczów z ośrodków Pomorza Środkowego pamięta
"Altruizynę" - program ten zyskał dużą popularność.
W ubiegłym sezonie letnim daliśmy z Janem Martinim i zespołem
"Vis
a Vis" aż pięćdziesiąt przedstawień "Altruizyny". Sięgając do tekstów
Stanisława Lema staraliśmy się zrobić program rozrywkowy, lekki, wczasowy, ale z głębszym podtekstem, którego zresztą w prozie
Lema nie brakuje. Współpracowaliśmy przy tym z Koszalińskim Towarzystwem
Społeczno-Kulturalnym. To był udany pomysł i przyniósł wykonawcom
sporo popularności.
- A jakie są plany na trwająca kanikułę?
Tygodniowy wyjazd do ZSRR w lipcu. Jadę tam z nagrodzonym w Łodzi
zespołem "Cienie", Kwartetem Tańca Towarzyskiego i z Bożeną Szczepańską.
Później chcę wykorzystać urlop i od 15 sierpnia znowu będę do dyspozycji
miłośników teatru jednego aktora.
Rozmawiał: Edmund Burel, Głos Pomorza, 9-10.07.1977 r.
|