CZYTAĆ WBREW GENOM


Halina Pętlewska

DYSLEKSJĘ DEFINIUJE SIĘ JAKO TRUDNOŚĆ W OPANOWANIU TECHNIKI CZYTANIA. OSOBY Z TYM ZABURZENIEM ZNACZNIE DRAMATYCZNIEJ TO OKREŚLAJĄ: GDY CZYTAM, WYDAJE MI SIĘ, ŻE ZWARIUJĘ. Dysleksja w różnym nasileniu jest zjawiskiem często spotykanym w praktyce szkolnej. W szerszym pojęciu, jest to ogół zaburzeń związanych z czytaniem i pisaniem. Trudność w czytaniu prawie zawsze występuje z dysortografią lub dysgrafią. Ponieważ już wcześniej została opisana problematyka kłopotów z pismem [patrz: "WiŻ" nr 5/1995 i nr 9/1995], ograniczę się do przedstawienia zjawiska dysleksji w jego węższym zakresie.

Dysleksja dotyczy osób o normalnej, przeciętnej inteligencji. Inteligencja ponadprzeciętna lub wybitna także nie jest barierą dla tego zaburzenia. Aby zdiagnozować dysleksję, trzeba mieć również pewność, że wobec ucznia były stosowane obowiązujące, tradycyjne metody nauczania, nie naruszające zasad dydaktyki.

U dyslektyków występują nieprawidłowości w pracy ośrodków centralnego układu nerwowego, konkretnie - ośrodków czytania i pisania. Za podstawową przyczynę ich powstania przyjmuje się czynniki wrodzone, dziedziczne lub zaistniałe w życiu płodowym. Nie wyklucza się także powikłań okołoporodowych jako okoliczności sprzyjających wystąpieniu dysleksji. Wydaje się jednak, że przede wszystkim geny decydują o tym, czy czytamy z łatwością, czy z trudem.

Rozważając etiologię zjawiska, przypuszcza się, iż w pewnym okresie życia płodowego występuje nadprodukcja testosteronu, hormonu męskiego, która w specyficzny sposób wpływa na rozwój mózgu i zwalnia wzrost lewej półkuli mózgowej, a przyspiesza rozwój określonych okolic prawej półkuli. Teoria ta wyjaśnia wiele występujących z dysleksją faktów, między innymi ten, że dotyczy ona cztery razy częściej chłopców niż dziewcząt. Pobudzony rozwój prawej półkuli mózgowej może również tłumaczyć występowanie u części osób z dysleksją wyraźnie ponadprzeciętnych uzdolnień i talentów (np. muzycznych, plastycznych, konstrukcyjnych).

Obserwując małe dziecko, gdy od szkoły dzieli je jeszcze kilka lat, nietrudno dostrzec symptomy zapowiadające późniejsze kłopoty w czytaniu. Najważniejszym i najczęściej spotykanym sygnałem jest zaburzenie rozwoju mowy. Może to być wada wymowy, uporczywa, długo utrzymująca się. Często mamy do czynienia z wyraźnie opóźnionym rozwojem mowy; bywa, że pierwsze słowa dziecko mówi dopiero około trzeciego roku życia. Innym typowym rodzajem zaburzeń mowy są agramatyzmy, na przykład zwroty "wszyscy oprócz ja".

Często zaburzenia mowy (i wady wymowy), wprawdzie w mniejszym nasileniu niż w okresie wczesnego dzieciństwa, towarzyszą całemu dorosłemu życiu dyslektyków. Trudności w wysławianiu manifestują się później brakiem płynności mówienia (wstawianiem zastępczych słówek typu "ten", "tam", "no więc", dających czas na znalezienie właściwego wyrazu), kłopotami z odmianą, myleniem słów odnoszących się do bliskich zjawisk (mówienie na przykład o śniadaniu, gdy spożywa się kolację), wadliwym szykiem zdania, a także ubezdźwięcznianiem głosek, jąkaniem, śladowym seplenieniem. Zwykle wymienione nieprawidłowości utrzymują się w bardzo dyskretnej, dostrzegalnej jedynie dla uważnego słuchacza, formie i dzięki temu nie zniekształcają komunikacji językowej dyslektyka.

Kolejnym symptomem późniejszej dysleksji u dziecka jest nietypowa lateralizacja. Lateralizacja, czyli czynnościowa asymetria ciała, wyraża się większą sprawnością narządów (ręka, noga, oko) położonych po jednej stronie ciała, najczęściej po stronie prawej. Nietypową będzie więc leworęczność, a także oburęczność (brak wyraźnej dominacji jednej z rąk), lateralizacja skrzyżowana, tzn. przewaga oka prawego a ręki lewej lub - odwrotnie - ręki prawej a oka lewego. Skrzyżowana lub lewostronna lateralizacja w parze z zaburzonym rozwojem mowy każe przyjąć za wysoce prawdopodobne pojawienie się w wieku szkolnym dysleksji.

Aby zrozumieć specyficzny charakter trudności w czytaniu, trzeba zastanowić się nad istotą tej umiejętności. Czytanie jest czynnością bardzo skomplikowaną. Jednym z jej elementów jest posiadanie określonego zasobu pojęć; nie trzeba udowadniać tezy, że warto wiedzieć, co się czyta. Kolejnym - jest umiejętność wyróżniania głosek w wyrazie. Dla małego dziecka wyraz jest całością. Nie podejrzewa ono, że słowo składa się z mniejszych segmentów, cząstek. Aby ta prawda dotarła do niego dzięki staraniom rodziców, nauczycieli, nierzadko wskutek własnych poszukiwań, musi nastąpić niezwykłe umysłowe odkrycie, że budowa wyrazu jest segmentowa, że wyraz nie jest całością. Jest to trudne zadanie, ponieważ głoska w izolacji brzmi inaczej niż wówczas, gdy tworzy słowo. Proces automatyzacji czytania jest u dorosłych tak zaawansowany, że [s-ł-o-ń-c-e] i [słońce] brzmią jednakowo. U dziecka musi nastąpić moment olśnienia, że głoski w izolacji oraz złączone w słowo to jedno. Dopóki to nie nastąpi, nie można czytać.

Gdy już mały uczeń zrozumie (a raczej intuicyjnie wyczuje) rolę głoski w wyrazie, czeka go następny krok: związanie dźwięku głoski z jego znakiem graficznym - literą. Nie jest to proste, ponieważ jednemu dźwiękowi odpowiadają cztery zupełnie inne znaki: litera mała i wielka pisana, litera mała i wielka drukowana. Powiązanie głoski z jej graficznym odpowiednikiem, szybkie wywołanie kształtu litery w pamięci, jest niezbędnym warunkiem procesu czytania. Kiedy zapamiętane litery zaczną dźwięczeć w uszach dziecka odpowiednim brzmieniem, może ono podjąć pierwsze próby czytania. Polegają one na mozolnym głoskowaniu, a następnie składaniu głosek w całość mającą pewne znaczenie. Przy takim sposobie czytania warunkiem "usłyszenia" wyrazu jest tempo. Dopóki jest ono zbyt wolne, poszczególne dźwięki pozostają puste, bez znaczenia, nie układają się w znaną melodię słowa.

Kolejnym etapem jest sylabizowanie. Niektóre dzieci pomijają je, szybko zaczynając czytać w sposób całościowy - całe wyrazy. Poprzednia technika, głoskowanie, zostaje zepchnięta na boczny tor i jest wykorzystywana tylko w pewnych sytuacjach - gdy trzeba na przykład przeczytać zupełnie nowy wyraz o trudnym brzmieniu lub gdy rozpoczyna się naukę czytania w języku obcym. I wydaje się, że w chwili osiągnięcia etapu czytania całościowego wraca pierwotne, bliskie naturze człowieka postrzeganie obrazowe. Wyraz odbieramy wówczas jako specyficzny, indywidualny dla określonego pojęcia znak. Słuszne jest niewątpliwie nazwanie tej metody czytania techniką "chińską". Cały wyraz, a nie jego wewnętrzne elementy - litery, jest jednorodnym symbolem graficznym, obrazem, jakby znajomą twarzą.

W ostatniej, "chińskiej" fazie nauki czytania utrwalamy w pamięci wizualne portrety, "rysy" poszczególnych pojęć. Jest to proces bazujący na pamięci mechanicznej, pozbawionej logiki, związków przyczynowo-skutkowych; pamięci mechanicznej, która pozwala tak bardzo symboliczny, abstrakcyjny i ogromny obszar pisma zakodować w ludzkim umyśle.

Dzieci zaczynają postrzegać wyrazy całościowo zwykle w trzeciej, czwartej klasie szkoły podstawowej. Wtedy też dziewięcio- dziesięcioletnie dziecko osiąga tempo czytania, jakim będzie operować w ciągu całego swego życia. W dalszych latach nauki udoskonali artyzm tej umiejętności, modulację i barwę głosu, dykcję, rozłożenie akcentu logicznego, lecz tempo czytania po okresie nauczania początkowego wzrasta w sposób nieznaczny. Uwaga ta nie dotyczy jednak uczniów z omawianym tu zaburzeniem.

Dzieci dyslektyczne w klasie pierwszej mają często za sobą doświadczenia życiowe obce uczniom bez tej dysfunkcji. Nierzadko przeszły one wyczerpujący trening zastępowania wykonywania czynności ręką lewą - ręką prawą. Kolejnym przeżyciem była wizyta u okulisty. Rodzice, zaniepokojeni złym rozpoznawaniem liter, myleniem ich kształtów, zgłaszają się z dzieckiem do lekarza, podejrzewając, że ma ono wadę wzroku. Diagnoza okulisty wyklucza taką wadę, ale nie wyjaśnia rodzicom problemu trapiącego syna lub córkę. Wówczas często próbują sami określić przyczyny trudności w czytaniu: lenistwo i brak koncentracji uwagi. Rzeczywiście, dość często ich dzieci są nadruchliwe, co stwarza iluzję złej koncentracji uwagi. Nadruchliwość niejednokrotnie towarzyszy dysleksji, natomiast "lenistwo" z pewnością nie, przynajmniej w początkowej fazie nauki, gdy mały uczeń nie jest jeszcze zniechęcony. Jeśli się nie rozumie sygnałów, które świadczą o zaburzeniu procesu czytania, łatwo o oskarżenia, ponieważ dziecko dyslektyczne jest inteligentne i w wielu sytuacjach życiowych doskonale sobie radzi. Dysonans między obserwowaną na co dzień sprawnością intelektualną a niemożnością poprawnego przeczytania prostego tekstu skłania do podejrzeń o złą wolę, lenistwo.

Pierwsze sygnały kłopotów z czytaniem to mylenie podobnych liter, czytanie [b]jako [d], [y] jako [u] , [m] jako [w] i popełnianie innych tego typu błędów. Kształt liter jest zapamiętywany wolno, ich odtwarzanie, odczytanie przebiega w złym tempie. Za każdym razem dziecko jakby "szuka" w umyśle dźwiękowego odpowiednika danej litery. Proces automatyzacji w tym zakresie przebiega opornie. Gdy rówieśnicy dawno już w sposób odruchowy transformują literę na głoskę, a tym samym robią to bez trudu, nasz siedmiolatek marszczy z wysiłku czoło, przypominając sobie po raz kolejny w czasie tej samej "sesji" czytania, jaki dźwięk przypisać "egzotycznemu" w jego odbiorze znakowi [a].

Trudność dziecka w odszyfrowaniu brzmienia liter, to dopiero wstęp do dalszych kłopotów. Często widzi ono przestawioną kolejność liter w wyrazie. Łatwo zauważyć to na krótkich słowach: im rozpoznaje jako mi, do jako od itp.

Inne błędy nagminnie występujące w trakcie czytania u dziecka dyslektycznego to opuszczanie początku lub końca wyrazu: [pobawić – bawić], domek – dom]. Wiele pomyłek zaciera sens tekstu, dziecko odczytuje część wyrazu, a resztę zmyśla, na przykład [deseczka] rozpoznaje jako [deszcz], [umieścić - w mieście] itp. Z pewnością istnieje graficzne podobieństwo zapisu słowa [deseczka] i [deszcz]. Kłopot polega na tym, że dyslektyk nie jest wrażliwy na "drobne" różnice. Ten brak wrażliwości określa się jako zaburzoną percepcję wzrokową. Przekręcanie brzmienia tekstu popełniane przez dyslektyka znakomicie ubarwia szarą szkolną codzienność. Klasa zaśmiewa się, gdy czyta on [wróble na strach] zamiast [strach na wróble] lub [niezmiernie wdzięczny] jako [niewdzięcznie zmierny]. Jak czuje się takie dziecko, nietrudno zgadnąć.

Często z zaburzoną percepcją wzrokową współwystępuje zaburzenie percepcji słuchowej, tzn. przy nie osłabionym fizjologicznie słuchu trudno dziecku dokonać błyskawicznej, automatycznej i bezbłędnej syntezy oraz analizy głoskowej wyrazu. Wcześniej podany przykład słowa słońce rozłożonego na poszczególne głoski dla dziecka mającego to zaburzenie nie może zabrzmieć dźwiękiem mającym określone znaczenie. Dziecko słyszy pojedyncze elementy i uparcie próbuje zgadnąć: Chyba słoń? A może łąka?

Podstawą procesu czytania jest synteza głosek, a pisania - ich analiza. Jest to pismo ucznia, u którego percepcja słuchowa prawie nie pracuje. Zwykle zaburzenie to jest znacznie łagodniejsze, dzięki czemu można, po przezwyciężeniu początkowych przeszkód i barier, opanować sztukę czytania.

Uczeń dyslektyczny czyta przeciętnie trzy razy wolniej niż jego rówieśnik nie mający tej dysfunkcji; czasem, przy nasilonej dysleksji, nawet siedem razy wolniej. Proponuję przeczytać widziane w tej chwili zdanie trzy razy wolniej (tzn. w tempie typowym dla "przeciętnego" dyslektyka). Każdy, kto wykona ten eksperyment, odczuje, że ubyło mu sporo energii. I taka jest kolejna cecha trudności w czytaniu: wyraźnie odczuwany wysiłek. Uważni rodzice dziecka z dysleksją nigdy nie określą go jako "leniwego"; wysiłek wkładany w czytanie jest bowiem bardzo widoczny. Mobilizacja obejmuje całe ciało, jest ono napięte, usztywnione, nierzadko pojawiają się nie kontrolowane ruchy. Nie kontrolowane, ponieważ cała uwaga skupiona jest na postrzeganiu tekstu.

Symptomatyczną, kolejną cechą, jest nieumiejętność spostrzegania większych fragmentów wyrazu. W początkowych klasach dyslektyk uparcie literuje. Nie daje się przekonać do czytania metodą sylabową. Nawet wyrazy najkrótsze, często występujące w tekście (nie, tak) zawsze są literowane i na nowo, wytrwale składane. Główną przyczyną literowania jest mała sprawność pamięci mechanicznej, warunkującej zapamiętanie zapisu sylab lub wyrazów jako "chińskich" znaków. Zagadnienie jest jednak z pewnością bardziej złożone i ma więcej uwarunkowań.

Jak wcześniej wspomniałam, typową i zawsze towarzyszącą dysleksji cechą są pomyłki w odczytywaniu wyrazów. Zdarza się, że uczeń, próbując poprawić popełnioną omyłkę, robi kolejną: [kartka - klatka – kalka]. Przeciętnie błędów nie ma aż tak wiele, ale jest ich znacząco więcej niż u rówieśników bez dysleksji. Zwykle liczba "przekręceń" przy głośnym czytaniu jest wystarczająca, by słuchacz nie rozumiał w pełni sensu tekstu. I dotykamy tutaj kolejnej cechy dysleksji. Osoba z tym zaburzeniem, mimo pomyłek, rozumie czytany przez siebie tekst. Wydaje się, że deficyt ten uruchamia jakby szósty zmysł sprzyjający rozumieniu zniekształconych, zamazanych znaczeń. Wystarczą okruchy słów, krótkie fragmenty treści, by dyslektyk prawidłowo zinterpretował całość. Ta zdumiewająca zdolność pozwala ludziom z dysleksją korzystać z wielkiej kulturowej wartości, jaką stanowi słowo pisane.

Poza wymienionymi symptomami dysleksji istnieją znacznie subtelniejsze, które poznajemy nie wskutek obserwacji, ale w inny sposób. Aby o nich dowiedzieć się, trzeba spytać osobę z dysleksją: Co czujesz, gdy czytasz? Pytania o to, co dyslektyk przeżywa i odczuwa w czasie czytania, postawili między innymi amerykańscy badacze. Powtarzam za Helen Irlen niektóre z nich:

Czy gubisz miejsce, w którym czytasz?

Czy potrzebujesz częstych przerw w czytaniu?

Czy im dłużej czytasz, tym jest to trudniejsze?

Czy zaczyna cię boleć głowa?

Czy oczy zaczynają piec i łzawić?

Czy czytanie powoduje u ciebie zmęczenie?

Odpowiedzi udzielane przez dyslektyków są różne. Czasem (ale rzadko) nie odczuwają oni żadnego z wymienionych specyficznych objawów dysleksji. Zwykle jednak potwierdzają ich występowanie, szczególnie pieczenie oczu, ich łzawienie po dłuższym czytaniu, bóle głowy, zmęczenie, zamazywanie się liter. Mówią, co również potwierdzają badania, o zanikaniu lub przesuwaniu się liter, ich pulsowaniu, uczuciu, że tło kartki jest jaskrawe, że ich razi.

Naukowcy stworzyli symulację obrazów tekstów widzianych oczami dyslektyków. Obrazy te, przypominające migotliwą sztukę pop-artu, przedstawiają kilka typów zaburzonego spostrzegania tekstu: wyrazy łączą się ze sobą, tworząc zbitki słów, albo widziane podwójnie litery rozmazują się lub linijki tekstu są jakby starte wzdłuż gumką. Może też wystąpić nałożenie się wyrazów na siebie, co tworzy niezrozumiałą plątaninę linii. Te symulowane obrazy są statyczne i tylko sygnalizują dynamikę wrażeń optycznych, występujących w czasie czytania u osoby z dysleksją. W kontekście opisanych tu, bardzo skrótowo, rodzajów percepcji tekstu zacytowana na wstępie wypowiedź: Gdy czytam, wydaje mi się, że zwariuję, nabiera wiarygodności.

Przytoczę jeszcze słowa podane przez dziesięcioletniego chłopca, ucznia czwartej klasy: „Kiedy czytam, litery się poruszają, jak gdyby oddychały. Muszę czytać bardzo szybko (wtrącę, że jest to odczucie subiektywne, chłopiec czyta w tempie "dyslektycznym"), żeby nie pojawiła się taka czarna kropka. Ta kropka mnie oślepia. Wygląda tak, jak po spojrzeniu na Słońce, gdy widzi się je nadal, ale ciemne, nie jasne. Kropka próbuje zasłonić mi literę, którą właśnie czytam, dlatego się spieszę, aby ona nie zdążyła tego zrobić. Dość często zdarza się, że mdli mnie, gdy czytam. Czytanie jest dla mnie najcięższą pracą. Przy niczym innym nie jestem tak wyczerpany. Jak gram w piłkę, to mam koszulkę mokrą od potu, ale nie jestem zmęczony. Próbuję, ale nie przypominam sobie tak ciężkiego zajęcia, żebym był podobnie zmęczony, jak przy czytaniu.”

Chłopiec ten ma niezwykle silną motywację, aby przezwyciężyć swe trudności - traktuje bardzo poważnie, dojrzale swój uczniowski obowiązek opanowania umiejętności czytania. Gdy słucha się jego zwierzeń, ma się wrażenie, że dziecko to nie zdaje sobie sprawy z wyjątkowości i specyfiki swych doznań. Jakby zakładało, że podobne dramaty przeżywają również inni uczniowie, którzy - jak sądzi - lepiej sobie po prostu z nimi od niego radzą.

Początek nauki szkolnej, czasem cały okres uczenia się, jest dla dzieci z trudnością w czytaniu ciężkim życiowym doświadczeniem. Ich wrażliwość, inteligencja, krytycyzm, umiejętność porównywania się z innymi, nie są - paradoksalnie - sprzymierzeńcami w przeżywanych codziennie problemach, z którymi się borykają. Sądzę, że niezmiernie ważna jest w tym okresie nauki postawa najbliższych. Podkreślam - postawa - a dopiero na drugim miejscu umiejętna pomoc pedagogiczna. Dziecko musi czuć w domu oparcie, zrozumienie, akceptację. W początkowych klasach uwaga rodziców powinna być zwrócona na to, by dziecko uchronić przede wszystkim przed nerwicą szkolną, utratą motywacji i wiary w siebie. Ćwicząc z małym uczniem czytanie, trzeba być niesłychanie uważnym na jego aktualne możliwości w tym zakresie. Właśnie do nich należy dostosowywać wymagania, a nie do oczekiwań szkoły.

A konkretnie, jak pomagać?

W początkowym etapie nauki warto utrwalać znajomość kształtu liter, "pisząc" je na skórze dziecka. Ćwiczenie wykonuje się, "rysując" palcem po prawej stronie ciała, najlepiej na plecach, trudne do zapamiętania litery. (Ponieważ za funkcję czytania odpowiedzialna jest lewa półkula mózgowa, to - aby dotarły do niej sygnały - trzeba wykorzystywać prawą stronę ciała.) Dziecko powinno odgadywać, jakie litery zostały "narysowane", nie może kontrolować wzrokiem ruchów osoby "piszącej".

Skuteczne jest też mnemotechniczne zapamiętanie tych liter, które dyslektycy często mylą: [b], [d], [p]. Należy więc wpisać [b] w rysunek brzuchatego mężczyzny. Wówczas element pionowy tej litery będzie kojarzony z plecami, a element wypukły - z okrągłym brzuchem. Pozwoli to na poprawne określenie kierunku pisania litery. Z kolei [d] będzie odwrotnością [b] (gdy wiemy, która ręka jest prawa, nie musimy pamiętać, która jest lewa). Rysunek parasola pomoże utrwalić w pamięci kierunek zapisu [p]: rączka parasola to kreska przy [p], a jego góra - wypukłość litery.

Najprostszą metodą ćwiczeń, którą często podpowiada rodzicom ich intuicja, jest głośne odczytywanie fragmentów tekstu, które dziecko od razu czyta ponownie. Wykorzystuje się w ten sposób najczęściej dobrze funkcjonującą u dyslektyków pamięć logiczną, która wspiera proces percepcji tekstu. Uczeń, pamiętając część wyrazów, jest mniej zmęczony, odczuwa satysfakcję, że dobrze poradził sobie z zadaniem i - dość płynnie czyta. Gdy przeczyta - z osobą wspomagającą - cały tekst, dobrze byłoby, gdyby po raz drugi zrobił to samodzielnie. Wtedy powinien odpocząć, "trzeci raz" należy raczej zostawić na później, ale wiele zależy od indywidualnych możliwości czytającego.

Ciekawą techniczną pomocą jest tekturowe "okienko", które kładzie się na zapisanej kartce. Ma ono prostokątny kształt, z wyciętym w środku prostokącikiem, dostosowanym do wielkości druku, długości wystarczającej na odsłonięcie nawet złożonych wyrazów. Przesuwając "okienko", odkrywa się kolejne fragmenty wyrazu, co ułatwia koncentrację uwagi, a przede wszystkim eliminuje wrażenie chaosu, jakie dziecko dyslektyczne odczuwa, wpatrując się w zadrukowaną stronę. Przy tej metodzie istnieje niebezpieczeństwo gubienia wątku czytanego tekstu, jednak z czasem można nabyć wprawy w posługiwaniu się tą pomocą.

Ostatnio spory rozgłos zyskała technika, zalecająca stosowanie w trakcie czytania okularów o kolorowych szkłach. Dlaczego czytanie przez szkła w wybranym przez dyslektyka kolorze, seledynowym, żółtym, różowym czy jasnoniebieskim, ma mu pomagać, nie jest oczywiste. Przypuszcza się, że złagodzenie kontrastu między bielą kartki papieru a czernią druku przynosi pozytywny, łagodzący trudności efekt. Ponieważ o takie specjalne okulary nie jest łatwo na naszym rynku, proponuje się przykrywanie tekstu kolorową folią lub zabarwionym szkłem. Jaka barwa jest najodpowiedniejsza, powinna zadecydować osoba zainteresowana. Przydatność tej metody jest ograniczona, nie u wszystkich poprawia ona technikę czytania, część osób nie odczuwa różnicy lub zauważa kolor jako kolejną przeszkodę.


Polecam także wypróbowanie metody melodyjnej recytacji czytanego tekstu. Taka recytacja była stosowana przez średniowiecznych heroldów, obecnie można się z nią zetknąć w różnych przedstawieniach teatralnych, które odwołują się do dawnych zwyczajów. W recytacji tego typu chodzi o wykorzystanie rytmu; obecnie wspomaga on leczenie jąkania. Gdyby założyć, że występuje pewna analogia między jąkaniem a dysleksją (jąkanie to brak płynności mówienia, dysleksja - brak płynności czytania) można by techniki stosowane przy leczeniu jąkania zalecać w terapii dysleksji.

Trzeba jednak stwierdzić, że wyniki terapii pedagogicznej zaburzeń w czytaniu nie napawają optymizmem. Jest ona niezbędna, ale nie przynosi cudownej, radykalnej i szybkiej poprawy. Przynajmniej przy obecnym poziomie wiedzy na ten temat. Wydaje się, że największym sprzymierzeńcem dyslektyka jest czas. Czas, który pozwala dojrzeć odpowiednim ośrodkom korowym, dzięki czemu trudności wygasają lub przynajmniej maleją. Czas, który powoduje, że mija najtrudniejszy okres nauczania początkowego, w klasach starszych bowiem nauka polega głównie na czytaniu cichym, technicznie i emocjonalnie znacznie łatwiejszym niż czytanie głośne. Czas, który podsuwa dyslektykowi różne, własne lub wypracowane metody radzenia sobie z problemem.

Niezastąpioną pomocą, o czym była mowa wcześniej, jest postawa najbliższych - życzliwość, zrozumienie i wsparcie osób dorosłych. System oświatowy również musi być wrażliwy na specyficzne potrzeby uczniów dyslektycznych. Jest ich wielu - literatura przedmiotu podaje, że około 15% ogółu dzieci - a ponadto niektóre z nich są niezwykle uzdolnione. Dyslektykiem był Albert Einstein. Co byśmy powiedzieli o szkole, która nie dałaby mu szansy?

HALINA PĘTLEWSKA

Mgr HALINA PĘTLEWSKA jest pedagogiem, pracuje w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Sulechowie

Artykuł pochodzi z "Wiedzy i Życia" nr 6/1996